Uśmiech Mamy mamy vol 1.
Mam taką niepisaną tradycję świecką
obdarowywania mojej Mamusi własnoręcznie wydzierganymi rzeczami- możecie o tym
przeczytać choćby tu i tu. Dlatego też nie wybrałam się w moją niedawną podróż
do UK z pustymi rękami. Poleciał razem ze mną… latawiec! Latawiec dziergany z
pasją, z miłością, z pięknych i smakowitych włóczek! Ta szarość, którą widzicie
na zdjęciu to 100% wełny z YarnArt’u- całkiem przyzwoita przędza, która wiele
znosi, sprawdza się w chustach i swetrach, choć wrażliwych może odrobinę
podgryzać. Natomiast zielenie to Nuances od Julie Asselin, piękne kolory, które
w mojej głowie od samego początku były przerabiane na chustę. I jak tylko
ujrzałam Kite Ilusion od razu wiedziałam, że to będzie to:
Kto mnie podpatruje na instagramie pewnie
już zdążył zauważyć, że swoją Mamusię to ja bardzo kocham. Kocham tak mocno, że
jestem gotowa na poświęcenia, również dziewiarskiej natury. Bo czy nie jest
poświęceniem nabrać na dwie pary drutów 422 oczka i dziergać dwoma kolorami ten
pierdyliard rzędów skróconych? Ano jest. Od obłędu ratuje człowieka fakt, że
wzór jest rozpisany genialnie! Prosto, przejrzyście, ale bez nudy i
niepotrzebnych mąk, trzeba tylko przebrnąć przez morze francuza i zrobić od
groma w&t, a potem już z górki. No ok., ja sobie tę przygodę skróciłam,
nieco zmuszona brakiem surowca- jak widzicie na załączonych obrazkach, pikotek
w Latawcu brak. Bo włóczka się wzięła i skończyła, przez co oczka zamykałam
ostatnim kolorem z gradientu od Julie. Mnie się podoba, Mamusi też, hulaj
dusza- piekła nie ma. Przyznam szczerze, że Mamusi się spodobało nawet
bardziej, od razu owinęła się chustą i nosiła ją codziennie podczas mojego
pobytu. Bo jak nie stracić głowy dla tego kształtu i kolorów?
Zdjęcia wykonałam tym razem ja, w trakcie
spaceru nad rzeką przepływającą w okolicach Wakefield w West Yorkshire. Panowała
tam niewiarygodna cisza, spokój, co jakiś czas przerywana odgłosami
wydobywającymi się z zacumowanych bark.
Nie jest to jedyny prezent dziergany,
który wyfrunął do Mamusi, ale o tym kiedyś indziej. Tymczasem zmykam do- i tu
Was zaskoczę, nie do różowego, a do zielonego kardiganu, dzierganego z głowy.
Różowy już skończony, noszony z dumą, oczekuje zdjęć, na które Judoka nie
bardzo ma ostatnio czas.
Zmieniłam również szablon bloga, bo poprzedni, choć ładny, trochę mi się opatrzył. Postawiłam tym razem na prostotę, dajcie mi znać, czy wszystko jest czytelne :)
Dzierganego wieczoru,
D.
Udzierg jak zwykle cudowny. Relacja z Mamą do pozazdroszczenia (serio!). Zdjęcia pyszne. Tylko u mnie przynajmniej na komputerze trzeba przewijać w prawo, żeby się wszystko wyświetliło (nie tekst, ale zdjęcia!).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dzięki! :) Zdjęcia to była szybka akcja, światło mogłoby być lepsze, bo to była 17 godzina na początku marca w Anglii, sama rozumiesz ;)
UsuńCo do wyświetlania zdjęć- w poście musisz je przewijać w prawo, czy po kliknięciu na powiększenie? Bo na to nie mam wpływu, niestety. Natomiast na dwóch różnych przeglądarkach w poście zdjęcia wyświetlają się równo z tekstem :)
Piękna chusta. Na komórkach wszystko wyswietla się dobrze
OdpowiedzUsuńJa właśnie odkryłam, że brakuje mi chusty;)) nawet kilku i ten wzór był jednym z tych które mocno rozważam czy by go nie wydziergać;)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój zestaw kolorów i do tego prezentuje się to całkiem okazale w sensie: widać, że jest się czym opatulić;)
Pozdrawiam;)